czwartek, 24 października 2013

"Klub latających ciotek" przyleciał do księgarń!


Tak się ta książka zaczyna. A jak się kończy... sprawdźcie sami!
 
– Nie chcesz chyba zawieźć Emila na wakacje do tej dziwaczki? – powiedział mój tata, kiedy mama pokazała mu list od cioci Stasi.

List przyszedł w połowie czerwca. Był w szarej kopercie, miał pieczątkę „Priorytet” i znaczek z szyszką.

– A właściwie dlaczego nie? – zapytała mama. – Ciocia
Stasia to miła, serdeczna osoba. No i ma duży dom pod lasem.

– A oprócz tego rozmawia sama ze sobą, łazi codziennie
na cmentarz i wróży z kocich smarków – skrzywił się tata.

– To ostatnie wymyśliłeś! – oburzyła się mama. – Poza
tym Emil nie będzie tam sam. Ciocia zaprosiła też Sonię.

– O nie! – krzyknąłem.

Ze wszystkich moich kuzynów i kuzynek Sonia najbardziej
działała mi na nerwy. Była o rok starsza i myślała, że z tego powodu może mną rządzić. Poza tym w ogóle nie zachowywała się jak dwunastoletnia dziewczyna, tylko jak herszt bandy. I to bardzo zły herszt.

– Już wolałbym spędzić wakacje w klatce z małpami
niż z tą wariatką! – powiedziałem naburmuszony i poszedłem
do swojego pokoju.
 

1 komentarz:

  1. Gratuluje udanej książki! Planowałam czytać dzieciom, ale wciągnęło mnie i przeczytałam najpierw sobie :-)

    OdpowiedzUsuń